stały popękane słoiki, w których ktoś, pewno na Zaduszki, wstawił kwiaty, a teraz zostały z nich zgniłe badyle. Zaczął gołymi rękami porządkować płytę, ale po chwili zmarzły mu dłonie, a krzyż bolał przy próbie wyprostowania. Wyrzucił tylko do pobliskiego kosza słoiki i zadyszany stanął przy grobie. Pomyślał, że wszystko się popsuło wtedy, gdy Marta poprosiła go, żeby z nimi jechał, a on odpowiedział patriotycznym frazesem, zamiast zwyczajnie się spakować i pojechać. Potem, już w kraju, było za dużo między nimi. A gdy już wydawało się, że zbliżająca się starość może być i pogodna i wspólna, przyszła sprawa Magdy, a na koniec