się zachował, w jakiej pustce pomnożonej przez śmierć, i pomnożonej przez dwadzieścia lat zapominania i zapomnienia, i od czego on się w tej nicości odbił, żeby powrócić do mnie, w sam środek mojego dziś.<br>Mógłbym wierzyć, chciałbym wierzyć, że to nie ten sam śmiech, ten który mnie dziś znalazł i poranił (znalazł, a nie odnalazł, a nie rozpoznał), że to śmiech inny, nowy, zdarzony z przypadku, nie obchodzący mnie zatem i nieważny, śmiech najzupełniej cudzy - mógłbym tak wierzyć, skoro zapomniałem wszystko tamto, wraz z Jej twarzą, niepodobną przecież w niczym do twarzy tego pastucha, tego kogoś bez nazwiska (o które nie