Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
zleci - Hrehor zagadał z nieszczerym uśmiechem, jego oczy pozostały zimne.
- Pan czegoś chce od nas? - zapytał Jassmont chłodno.
- Zimno, no nie. Wiadomo, zima. Chcę i nie chcę. Przechodziłem, patrzę, myślę sobie, zajrzę, zobaczę, co dobrego u pana, drogi panie Janie, a tu przykry widok, zimno, ręce grabieją, panie Jassmont, palić porządnie należy, na zdrowiu nie ma co oszczędzać.
- Jest chłodno, nie zimno, sam pan zauważył, że mamy zimę - burknął Jassmont i skierował się w głąb mieszkania. Cofnął się niezgrabnie, Hrehor, niezapraszany, wszedł. Zobaczywszy Różę, która rozpoczęła układać pasjansa - wielkiego pająka, zsunął czapkę z głowy, potem się ukłonił. - Dzień dobry szanownej pani
zleci - Hrehor zagadał z nieszczerym uśmiechem, jego oczy pozostały zimne.<br>- Pan czegoś chce od nas? - zapytał Jassmont chłodno.<br>- Zimno, no nie. Wiadomo, zima. Chcę i nie chcę. Przechodziłem, patrzę, myślę sobie, zajrzę, zobaczę, co dobrego u pana, drogi panie Janie, a tu przykry widok, zimno, ręce grabieją, panie Jassmont, palić porządnie należy, na zdrowiu nie ma co oszczędzać.<br>- Jest chłodno, nie zimno, sam pan zauważył, że mamy zimę - burknął Jassmont i skierował się w głąb mieszkania. Cofnął się niezgrabnie, Hrehor, niezapraszany, wszedł. Zobaczywszy Różę, która rozpoczęła układać pasjansa - wielkiego pająka, zsunął czapkę z głowy, potem się ukłonił. - Dzień dobry szanownej pani
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego