Żeby ciebie wilcy, jej Bohu - szepnął porażony Salisz.<br>- No to ja już lecę - rzekł raptownie Polek. I korzystając z chwilowej a słodkiej zadumy pastucha, szybko puścił się skroś łąk w kierunku Puszkarni. Pędził co sił w obawie, że Salisz się rozmyśli, że zawoła go z powrotem. Dopiero kiedy minął dębniak, posępny i cienisty, zwolnił trochę, aby zaczerpnąć oddechu. Za drucianą siatką, pomiędzy błękitnymi świerkami, leżał cicho wtulony w pagórek dom Dobrzynkiewiczów. Zamknięte okna trzymały w szybach ułomki czystego, pogodnego nieba. Nadbiegł spóźniony trochę Panfil. Podskoczył przypochlebnie do góry, niby to łapiąc służbowo jakąś muchę. Chytrym okiem spoglądał na Polka, chcąc się