Typ tekstu: Książka
Autor: Kołodziejczak Tomasz
Tytuł: Krew i kamień
Rok: 2003
że ludzie zdążyli już przyzwyczaić się do obecności Liścia, wciąż się go bali.
Mężczyzna był stary, średniego wzrostu, ubrany raczej ubogo - w lnianą koszulę i spodnie, na nogach miał łapcie, a na głowie słomiany kapelusz. Doron nie potrafił odczytać klanowego tatuażu na policzku starca.
- Niech dłonie twe będą mocne - mężczyzna powitał Dorona pozdrowieniem wolnych drwali. Liść pochylił głowę z szacunkiem należnym wiekowi.
- Panie, pochodzę z rodziny Omi, tniemy drzewa na wschód od Hoewl - mężczyzna mówił szybko, jakby bał się, że Doron zaraz odejdzie. - Mój wnuk, najstarszy, Illomi, przyszedł na turniej. Czy mógłbyś, panie, popatrzeć, jak on walczy?
Doron milczał. Człowiek szybko
że ludzie zdążyli już przyzwyczaić się do obecności Liścia, wciąż się go bali.<br>Mężczyzna był stary, średniego wzrostu, ubrany raczej ubogo - w lnianą koszulę i spodnie, na nogach miał łapcie, a na głowie słomiany kapelusz. Doron nie potrafił odczytać klanowego tatuażu na policzku starca.<br>- Niech dłonie twe będą mocne - mężczyzna powitał Dorona pozdrowieniem wolnych drwali. Liść pochylił głowę z szacunkiem należnym wiekowi.<br>- Panie, pochodzę z rodziny Omi, tniemy drzewa na wschód od Hoewl - mężczyzna mówił szybko, jakby bał się, że Doron zaraz odejdzie. - Mój wnuk, najstarszy, Illomi, przyszedł na turniej. Czy mógłbyś, panie, popatrzeć, jak on walczy?<br>Doron milczał. Człowiek szybko
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego