ręce, wsłuchani w popłoch naszych myśli, w gwar ludzkich głosów.<br>Z tego odrętwienia wydobył nas łagodny głos matki - musisz już iść. Jak to? Już? Jej drobna twarz pochylona nad nami, uśmiechająca się drżącymi kącikami ust. Rodzeństwo uczepione jej rąk. Ojciec, trzymający moją nową, żółtą walizkę. Znajomi, którzy przyjechali, żeby mnie pożegnać. Wstałam. Otoczyliście mnie ciasno.<br>- Wracaj szybko, będziemy czekali, pisz często, nie bój się, pamiętaj, nigdy nie trzeba się bać! Prowadzona przez ojca, podeszłam do uchylonych drzwi urzędu celnego. Obejrzałam się raz jeszcze. Staliście półkolem uśmiechając się do mnie, pobladłe usta matki drżały lekko.<br>Popchnęłam drzwi i weszłam do zatłoczonej sali