zapasu węgla, bo tego dnia wniósł prócz tulipanów jedną, ale za to prześlicznie rozkwitłą gałąź białego bzu.<br> Około szóstej zajechał powóz. Spod burki wygramolił się tęgi, czerwony od mrozu proboszcz. Huknął basem: "pochwalony". Nie rozebrał się z szuby, przysłanej przezornie ze dworu, bo zaraz w towarzystwie dziedzica, Reiderna, Surmy i praktykantów ruszyli ku podwórzu. Pani Krysia i Surmówna zawołały Martę, by iść z nimi do zwierząt.<br> - W taki dzień, jedyny w roku, ponoć i bydlątka ludzką mową chwalą Boga - przekrzykiwał towarzystwo proboszcz.<br><br> - Nie tylko bydlątka, bo i konie - poprawił Borowski.<br> - A nie, dobrodzieju. Koni w stajence betlejemskiej nie było. Co innego