przestały Adelę <br>jakoś obchodzić. <br><br>- Mam dość swoich kłopotów - mówiła <br>niechętnie, zupełnie jak lokatorka Kubasiowa. <br><br>Na Woli nie było prawie ludzi, których Adela naprawdę <br>nie lubiła. Chyba pani od arytmetyki, która była straszną <br>złośnicą, i jeden chłopak w szkole, ten, co wykłuwał <br>oczy ptakom. Ale i to nawet nie było takie prawdziwe "nielubienie". <br>Za to na Żelaznej to takich ludzi zrobiło się nagle bardzo <br>wielu: lokatorzy, dzieci z podwórka, które lubiły dokuczać <br>jej "małym", sklepikarka, która nie chciała dawać <br>na kredyt, ale już najbardziej to chyba ludzie z Saskiego Ogrodu. <br>Bo w życiu Adeli istniała dławiąca ją jak koszmar <br>i powtarzająca się