Wtenczas Zabuchin przeciągał się, wkładał płócienną czapkę z daszkiem i wracał na budowę, której doglądał wprawnym okiem. Na razie drzemał w najlepsze, przykryty cieniem ganku.<br>Zdawało się, że rozgrzane trawy drętwieją w upale, step zjeżył się nastroszoną, żółtawą szczeciną w całkowitym bezruchu. Murarze powkładali na głowy pirogi z gazet, słońce prażyło ich obnażone ramiona i barki, spalone na ciemny kasztan. Łarysa potknęła się na szczeblu, omal nie upadła, kilka cegieł omsknęło się ze stojaka, który dźwigała na grzbiecie, i łomocząc potoczyło się w dół po kładce, jedna odbiwszy się z impetem przeleciała tuż obok głowy Jaśki, która ledwie zdołała się uchylić