głosu pochmurną słodycz,<br>i uszy twe jak wysepki,<br>które z dala widział Odys.<br><br>Ten obłok jest twoją twarzą,<br>ten horyzont, ta akacja.<br>Pióro maczam w kałamarzu<br>i litery wyprowadzam.<br><br>Niech staną rządek przy rządku<br>jak ptaki złote i modre,<br>by z najprawdziwszego wątku<br>powstał najprawdziwszy portret.<br><br>Minął dzień. Wciąż prędzej, prędzej<br>szybuje czas bez wytchnienia.<br>A ja chciałbym twoje ręce<br>ocalić od zapomnienia.<br><br>III<br><br>Ile razem dróg przebytych?<br>Ile ścieżek przedeptanych?<br>Ile deszczów, ile śniegów<br>wiszących nad latarniami?<br><br>Ile listów, ile rozstań,<br>ciężkich godzin w miastach wielu?<br>I znów upór, żeby powstać<br>i znów iść, i dojść do celu.<br><br>Ile w