Znalazła wreszcie, kogo nada!<br>Już mnie straszyła ambasada,<br>że w Polszy wielkie niepokoje,<br>że zagrożone carstwo moje,<br>że tu rebelia wprost jest dzika,<br>że srają mi już po pomnikach<br>i niet nikogo, kto za mordę<br>wziąłby tę buntowniczą hordę!<br><br>Pryznajuś, że się <foreign>ispugała</>.<br>Szybko pobiegła do <foreign>zierkała</><br>i tak je proszę: Zierkałeczko,<br>pomóż nieszczasnej mi troszeczko,<br>ukaż polskiego mi Babraka,<br>bo może być straszliwa draka!<br>Zwierciadło chmurzy się, mętnieje<br>i oto - proszę - cóż się dzieje:<br><br>Wiżu lies gustyj, w nim karmniki.<br>Z karmników żrą żołędzie dziki.<br>Wtem słyszę: ktoś się skrada łowko,<br>patrzę: pękaty typ z wintowką,<br>coś jakby sześcian, silny