ją rumieniec, szybko wypływający na twarz. Dobrze, że w pobliżu nikogo nie było. Chłopak przystanął i uśmiechał się drwiąco, a Joanna schyliła się, wzięła teczkę i weszła do bramy, potykając się po drodze pod jego wzrokiem, którego ciężar czuła na plecach. Weszła do domu i zatrzymała się przed wiszącym w przedpokoju ogromnym lustrem. Niby wiedziała, że nie jest głupia, przynajmniej w tym znaczeniu, w jakim używają tego słowa nauczyciele. Nie miała problemów ze zrozumieniem lekcji ani z odrabianiem prac domowych. A jednak czuła, że to, co usłyszała przed chwilą, nie było pozbawioną sensu zaczepką. Patrzyła uważnie na zgarbioną dziewczynkę ze zbyt