czy ma jakikolwiek sens. Ptak by pofrunął do swoich piskląt, nie zostawiłby ich samych w gnieździe, a ja? Mam przecież dzieci, bardzo kochane, udane. Coś mi wszyscy ostatnio wciąż o nich przypominają, perswadując, że to dla nich powinnam być zdrowa, dla nich żyć. Tak jakbym sama nie była o tym przekonana lub takie sprawiała wrażenie. <br>Och, jakie to wszystko zagmatwane, trudne. Ja przecież usiłuję uwierzyć, że jestem moim dzieciom potrzebna, że jeszcze mogłabym im coś z siebie dać. Tylko że zdarza się, choćby jak teraz, że nadchodzi chwila zwątpienia, kiedy poddaję się uporczywej myśli, że one beze mnie byłyby może szczęśliwsze