o nim codziennie, widząc go w stodole, w stajni przy końskim łbie, w sadzie, w koronach drzewek osypujących się z sędzielaku, utajonego na dnie studni i wreszcie w tym niewidocznym dymie idącym z wierzbowego zagajnika.<br> Zdarzało się, że wychodząc nocą z karczmy, z potańcówki na wyskubku lub od sąsiada i przemykając się między zochabami, przeskakując przez wiklinowe opłotki, czując ostry zapach końskiego nawozu, gorąc idący z uchylonych stajni, czekałem w pobliskim sadzie z ręką na spluwie rozpychającej kieszeń.<br> Dopiero gdy mróz szczypał mi policzki, a śnieg sypał się za kołnierz, kroczek po kroczku odchodziłem do domu.<br> <page nr=20><br> Ale i tak nie byłem