nim nie była, nie wie nawet, czy one jeszcze żyją, biega po zakurzonych wnętrzach, nie może znaleźć drogi, wokół ciemność, szeroko otwiera oczy, ale wokół jest noc, jakaś siła spycha ją po stromym zboczu, Joanna chwyta się kępek traw, łapie kamieni i zsuwa się coraz niżej, już jest na skraju przepaści, patrzy w ciemną czeluść, której zawsze się bała, czarna dziura, w którą można spadać bez końca, krzyk wyrwał się z jej ust, nim zdążyła go powstrzymać, ściska ręką szczęki, tak jak to kiedyś robiła Helena, ale za późno, Helena jakby tylko na to czekała, wpada do pokoju i woła Czesława