burzę) i zagłuszane rykiem grzmotów - o tyle nie do przewidzenia była barwa tła do tej apokalipsy, może w skali wszechświata kameralnej, ale dla nas z Miszą - kosmicznej. Bo w błysku każdej błyskawicy, w ułamku sekundy jego trwania, ta apokalipsa stawała się fioletowa. Otwierały się przed nami otchłanie zachwycającego i groźnego, przepastnego fioletu. Piękno jednak przeważało nad grozą. Czekaliśmy, że przy następnej "decyzji", przy kolejnym rozwarciu się wrót nocy na fioletową otchłań ktoś się z niej wyłoni. Jakaś postać godna takiej scenerii. Ale nikt się nie ukazał, nie wynurzył się z jeziora, nocy, ulewy i nieba, wymieszanych błyskawicami w fioletową otchłań. Żadnego