go o to na osobności. Jak dobrze, że wrócił do Warszawy, razem z nim ożyje ta ekscytująca ją, dorosłą już przecież pannę, atmosfera, te szepty, ta wymiana płaskich pakunków, wyciąganych z torebek czy teczek w mroku korytarzy, w cieniu ogrodowych drzew, w dymie lulek - w kawiarni, w piwiarni...<br>Zofii nie przeszkadza więc teraz to napięte, z rzadka przerywane milczenie. Ale matka próbuje nieporadnie zmienić atmosferę i rzuca dość bezsensowną w tej sytuacji propozycję: - Zaśpiewajmy coś wspólnie... jak dawniej...<br>Nikt nie podchwycił nieśmiałej próby, jedynie najmłodszy, Ryszard, któremu nagle zrobiło się przykro, wstał szybko i udając radosne ożywienie, odbiegł od stołu i