płaskich dachach pięciopiętrowych kamienic siedziały gromady kobiet, śledziły pilnie życie sąsiadów i jak chór grecki komentowały wydarzenia. Ciżba dzieci obsiadła parapet, pokazywały sobie palcami niezwykłych gości. Gdy malarz podchodził, czmychały z lekkością spłoszonych wróbli.<br>- To diablęta - żalił się zrezygnowany - muszą tutaj sypiać, przygotowuję wystawę, a one włażą na dach i przewracają wszystko, kradną mi pędzle i farby, same zabierają się do malowania... Odnajduję ślady ich zabaw nie tylko na ścianach barsati, ale i na własnych płótnach.<br>- Nie można ich jakoś zatrudnić, użyć jako modeli - podsuwała Margit. - Wciągnąć w pańską pracę...<br>- Próbowałem - przyznał zakłopotany - dzieciaki są niestrudzone w figlach, podpatrują mnie, naśladują