odważyć, zresztą wiąże mnie sobą Mac Kinley, gdyż skoro nie słucham, co mówi, muszę przynajmniej patrzeć mu w oczy i kiwać głową. Jestem zły na Mac Kinleya, Schopenhauera i Suzanne, palą mnie plecy. Na koniec przerywam, grzecznie przepraszając, że muszę się w ważnej sprawie oddalić, i odchodzę zostawiając Mac Kinleya przy oknie. Schodzę na dół.<br><page nr=51> Tymczasem spacer się skończył i policjant zgania wszystkich do gmachu. Korytarzem naprzeciwko mnie idzie Suzanne. Widzę, że usiłuje, nie okazując pośpiechu, dojść do drzwi swojego pokoju, zanim ją minę. Przyśpieszam kroku i zrównuję się z nią akurat koło drzwi. Chwyta za klamkę tak gwałtownie, że książka