ku niebu.<br>Inny charakter miała ciocia Zosia. Piękna, wysoka i niezwykle zgrabna kobieta, musiała niegdyś łamać męskie serca jak suche patyki, bo mój ojciec, w ostatnich latach niezbyt skłonny do życia towarzyskiego poza domem, na Grudów wybierał się zawsze ochoczo i toczył z ciocią długie i dowcipne rozmowy, zarabiając niezbyt przychylne spojrzenia mamy, która zresztą uważała Zosię za swoją największą przyjaciółkę, powiernicę i nauczycielkę. Zosia mówiła do mamy "Maleńka", co wydawało mi się wtedy dość zabawne i traktowała ją z pewną pobłażliwością. Wyglądała na sufrażystkę - ubierała się albo w długie, powłóczyste spódnice nieco w cygańskim stylu, albo w spodnie, co nie