o ścianę. Czeredy pcheł czuły się w tych kołdrach znakomicie, z pokolenia na pokolenie, a trzepanie, które urządzała im Ziuta z Jaśką, choćby tęgie i zażarte, nie było dla nich dopustem bożym, tylko igraszką, były to pchły pchlące się takim pchlarstwem, że nic im nie mogło zagrozić. Na dzień Gulsara przykrywała kołdry bucharskim dywanem w spłowiałe ornamenty, na którym można było zasiąść zdjąwszy buty. Wkupili się w jej łaski nie tylko rubelkami, ale miedzianą miską do smażenia konfitur, osobliwym trafem zabraną z Grodna i przechowywaną przez kazachstańskie lata. Złoty kolor miedzi, zgrabny kształt i dźwięk, jaki wydawała puknięta palcem, zachwycił Gulsarę