wszelkimi siłami starałam się z kolei przywołać na oblicze wyraz jak najsłodszego zidiocenia.<br>- Trzeba było zniknąć bardzo szybko - ciągnął rozczochrany. - Nie znaliśmy pani przecież, nie znaliśmy pani adresu, nic kompletnie, więc po prostu zabraliśmy panią ze sobą.<br>Trzej pozostali zaczęli nagle kiwać głowami wśród radosnych, również nieco zakłopotanych uśmiechów, żywo przyświadczając tej wypowiedzi. Mało brakowało, a zaczęliby klaskać. Byłam zupełnie pewna, że żadnego z nich nie widziałam w pobliżu siebie w owej melinie, nie mówiąc już o tym, że jeśli ktokolwiek się tam źle czuł, to z pewnością nie ja.<br>- Bardzo panom dziękuję - powiedziałam z umiarkowaną wdzięcznością. - Obawiam się tylko, czy