Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
słowem na ustach,
i powtórzyłam je:
- Marg...
ale echo w odpowiedzi przyniosło mi inne, omr, życie za śmierć, i przestałam myśleć, kołysana na grzbiecie zwierzęcia, czując ciepło, zniewalające i upojne, jego srebrzystego ciała, i zamykałam mocno w dłoni ten jego cudowny róg:
na szczęście...
Zaloty
Blask słońca nie oślepiał oczu, przytłumiony, jakby zatarty piaskiem pustyni wbiegającej na horyzoncie w niebo, a tu wkradającej się niemal w samo serce miasta, upał zelżał i w suchym powietrzu unosiły się wielkie ptaki, leniwie poruszając skrzydłami, a mimo to wzbijały się coraz wyżej, unoszone zmiennymi prądami, niewyczuwalnymi przy ziemi, tak że najmniejszy nawet powiew nie
słowem na ustach,<br>i powtórzyłam je:<br>- Marg...<br>ale echo w odpowiedzi przyniosło mi inne, omr, życie za śmierć, i przestałam myśleć, kołysana na grzbiecie zwierzęcia, czując ciepło, zniewalające i upojne, jego srebrzystego ciała, i zamykałam mocno w dłoni ten jego cudowny róg:<br>na szczęście...<br>Zaloty<br>Blask słońca nie oślepiał oczu, przytłumiony, jakby zatarty piaskiem pustyni wbiegającej na horyzoncie w niebo, a tu wkradającej się niemal w samo serce miasta, upał zelżał i w suchym powietrzu unosiły się wielkie ptaki, leniwie poruszając skrzydłami, a mimo to wzbijały się coraz wyżej, unoszone zmiennymi prądami, niewyczuwalnymi przy ziemi, tak że najmniejszy nawet powiew nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego