ją do łysiny.<br>- Widzisz, głupi, pozwalasz na takie draństwo. <br>Nigdy cię nie spuszczają, co? - Poprowadził dłonią <br>raz i drugi po kudłatej głowie, uspokoił psa, bo ten <br>zaczynał skomleć, jakby niepokój Adama udzielił się <br>i jemu.<br>- Nie bój się. Muszę ścisnąć ten cholerny <br>pasek, bo inaczej sprzączka nie puści. Jasne? Zardzewiała, <br>psiakrew.<br>Ręce już mu nie drżały, skupił się na przeciskaniu <br>ostrego bolca przez główkę klamry. Było cicho, nawet <br>prosięta za ścianą przerwały swe ciągłe chrząkania. <br>Ogrodem szedł lekki podmuch, pomagał w oddechu. Sprzączka <br>stawiała opór, ni diabła nie mógł jej dać <br>rady.<br>- Spokojnie - powiedział łagodnie. - Spokojnie, <br>bracie. Znieś jak operację. Wiaterek