się nie spotkają. Pojechała na statystyczne badania z całą ekipą. Dokąd? Nie może powiedzieć, wszystko zależy od ilości ustalonych wypadków, pojechali w busz, będą krążyć po wioskach, sto mil i dalej. Anglik, bo mierzy w milach. Zaprasza do siebie, do szpitala. Istvan położył rupię na biurku urzędnika, podrapał kota w puch na szyi, drgała pod palcami grdyczka zwierzęcia w rytmicznym pomruku zadowolenia. Nie musiał się nigdzie spieszyć. Słyszał dźwięk owadzi w kwitnącym dachu pergoli, płaczliwe wołanie handlarza orzeszków i kołatkę czarownika, który stał przy otwartej bramie wjazdowej z płaskimi koszami gadów i patrzył tęsknie, czy ktoś nie wezwie go skinieniem ręki