ani konia, ani obuwia, ani rynsztunku opatrzyć, ani dobrze posilić nie mogąc, konie i nogi u piechoty odpsowały się i w południowe godziny rażonych apopleksją niemało zostawało bez ratunku, a gościńce, ugarnirowane końskimi ścierwami, piekielną były przeprawą"</>.<br> W ciężkim boju pod Smoleńskiem Reklewski wyróżnił się rzadko spotykanym męstwem. Otrzymał rangę pułkownika, ale jego dni były już policzone. Wyczerpany krańcowo organizm nie potrafił zwalczyć rozwijającej się w nim choroby, prawdopodobnie tyfusu. Młody oficer, jeszcze tak niedawno uosobienie siły i zdrowia, nie mógł utrzymać się na nogach. Towarzysze niedoli nie chcieli go zostawić na pastwę losu. Sami nieludzko umęczeni, dźwigali na noszach bezwładne