siwymi chmurami. Jeszcze coś sympatycznego przydarzyło się w schludnym wagonie elektrycznej kolei. Do konduktora mówi się z galijska, miękko der Kondukteur, nie ma tutaj pruskiego Schaffnera. Ten Kondukteur uśmiecha się jak gimnazjalista, któremu obiecano nagrodę, i pozdrawia Grüss Gott, co brzmi familiarnie grici. Przyjemnie jest siedzieć na zielonym pluszu szwajcarskiego pulmana. Dziwne, że nie dorobili się własnego Hitlera, a mogli; w sumie zaskakujący kraj, w którym nawet socjaliści bywają uprzejmi. W gazetach dużo piszą o zagubionych pieskach, i to jest miłe. Żałował, że nie miał okazji poznać choćby jednego szwajcarskiego socjalisty. Słowem, zasobny, leniwy kraj bez literatury.<br><br>- I co, zagustował pan