Szłam dalej, do domu, i wydawało mi się, że moje zmysły się wzmocniły, jakby ktoś przygłośnił wszystko i rozjaśnił, słyszałam szelest włosów mijającej mnie dziewczyny, płacz dziecka gdzieś wysoko, w mieszkaniu na czwartym, może piątym piętrze, widziałam biegające w trawie żuki, słyszałam szum własnej krwi. Wszystko drgało naokoło mnie i pulsowało, nagle zapragnęłam dotknąć każdej rzeczy, powąchać trawę, poczuć fakturę asfaltu. Zdjęłam sandały i szłam wolno po chropowatej ulicy i gorących od słońca szynach tramwajowych, potem wzdłuż krawężnika, tam gdzie zawsze jest kurz i piasek, i małe kamyki, to wszystko kłuło mnie w stopy, aż nie mogłam już wytrzymać i zeszłam