szarym - uciekali stąd młodzi ludzie, nie widząc żadnej przyszłości na tej <q>"bocznicy życiowej"</>, jak między sobą nazywali rodzinne miasteczko Z.</><br>Nie można powiedzieć, że Beata O. chciała uciekać. Wyjechała tylko na pewien czas, ze szczerym zamiarem powrotu po latach. Z marzeniem zamiany tego ponurego i zapomnianego przez Boga miejsca, w pulsujące życiem nowoczesne miasto, w którym z radością zapuszcza się korzenie, a nie ucieka - byle gdzie, byle dalej. Każdy nosi w sobie jakieś wyspy szczęśliwe. Beata miała 19 lat, dwoje młodszego rodzeństwa, ojca listonosza i matkę pielęgniarkę w miejscowym ośrodku zdrowia. Ale miała też w sobie właśnie tę wizję, to marzenie