Jassmont.<br>- Nie ma za co. Dobranoc, zaryglujcie się, nie kuście losu.<br>Po godzinie, jak w opowieści o pastorze i jego żonie, było zupełnie ciemno. Jeszcze trochę światła uchowało się przy oknie, słabość mroku. Trwało to chwilę i zgasło. Od wzajemnej bliskości zrobiło im się cieplej. Czuli się wtopieni w przepotężną, purpurową (to tylko projekt koloru) muszlę z woni, szmerów, oddechów, smug potu, przenikających się spojrzeń. Już dawniej bywało tak między nimi. Od białej zimy, przez zieloną wiosnę, płowe lato do rdzawej jesieni, ale wówczas byli bardzo młodzi. Bez słowa, zgodną, poprowadził na górę.<br><br>Rozsunął kotarę, przeraźliwe czyste powietrze zagarnęło go, posiekało