Kleksem, znieruchomiałym i zapatrzonym <br>przed siebie.<br><br>Tymczasem sala zmniejszyła się i powróciła <br>do zwykłych swoich rozmiarów, niebo zachmurzyło się <br>i znowu zaczął padać drobny jesienny deszcz.<br><br>Alojzy z miną pełną zadowolenia rozsiadł się <br>w fotelu na wprost pana Kleksa i wyzywająco gwizdał.<br><br>Wreszcie pan Kleks się ocknął. Rozejrzał się po <br>pustej sali, popatrzył na nas, stojących pod ścianami, <br>potem na Alojzego i rzekł spokojnie, jak gdyby nigdy nic:<br><br>- Szkoda, chłopcy, że nie mogłem opowiedzieć <br>do końca historii o księżycowych ludziach. Będę <br>musiał odłożyć to do innej książki. Trudno. <br>Zdaje się, że czas już na obiad. Prawda, Mateuszu?<br><br>- <orig>Awda</>, <orig>awda</>! - zawołał Mateusz