sama piechota z poboru, skrzydło pękłoby. Ale przezorna Toszi postawiła na nim jeszcze Urodzonych ze swoimi <orig>sjeni</>. O tych zaś wiadomo było, że nie odstąpią. Że będą trwać, nawet gdyby padali jak muchy; że utrzymają linię obrony, choćby ich miało zostać pięćdziesięciu czy dziesięciu. Że i ostatni <orig>sjeni</> dalej będzie rąbać wrogów.<br>Nie ma zaś trudniejszej do pokonania armii niż wojsko, które nie ucieka. Zwykły żołnierz, gdy widzi padających towarzyszy, gdy czuje zapach Czarnej Róży, gdy otaczać go zaczyna tłum wrogów - podaje tyły. W panice lub nie, ustępuje pola, jeden, drugi, dziesiąty, a potem już nikt nie potrafi tego zatrzymać; kto