i poznańskiego Lecha, szczecińska dzicz nigdy nie zaatakuje bijących w imię Legii. Wypadek to rzadki, gdyż normalnie polskie stadiony legionistów nie cierpią.<br>Lekarz z krakowskiego pogotowia opowiada, że próbował wielekroć rozmawiać z poharatanymi <orig>kibolami</> o piłce. Ich znajomość klubu, z którym się utożsamiają oraz w którego imię biją, palą i rabują, jest z reguły zerowa. Nieważna. Niepotrzebna. Głupia. Ważni są ONI. Ci w innych szalikach albo zupełnie przypadkowi. Ważny jest gorzki smak ryzyka i słodki smak dymu, cudowne uczucie łatwości, z jaką obcas wchodzi w miękkie podbrzusze, jęk bitego, ostry brzęk rozbijanej szyby, własne odbicie w plastikowej tarczy policjanta. I sława