zakończyli spór krwawą jatką w karczmie "Pod Zielonym Jeleniem" przy Reuscherstrasse. Mock kontynuował wędrówkę przez cuchnący świat dawnego Wrocławia: poznał garbarzy, którzy po pijanemu utopili w Białej Oławie wędrownego kramarza, profanatorów cmentarzy, wypróżniających się wśród grobów, chorych na syfilis żołnierzy austriackiego garnizonu, którzy pojedynkowali się zapamiętale w Lasku Osobowickim, żydowskich rabusiów łupiących podczas jarmarków swych rodaków, polskich chłopów, którzy za zakłócanie nocnego spokoju lądowali w ratuszowym karcerze, zwanym "klatką dla ptaków". Wszystko to wydawało się Mockowi niewinną zabawą, igraszką wesołków, korowodem klaunów. Nic nie przypominało zasłoniętego bielmem oka zamurowanego muzyka, poszarpanych ścięgien poćwiartowanego ślusarza, purpurowej napuchniętej głowy powieszonego za nogę senatora