Uczyłam się więc wtedy, kiedy wyjeżdżał, i nauka sprawiała, że jego nieobecność wydawała mi się krótka, zanim zdążyłam zatęsknić, on już był z powrotem ze mną.<br>Pokazywałam mu rozwiązane zadania, przeczytane stronice.<br>Uśmiechał się z pobłażliwą wyższością, pochylał razem ze mną nad książką, żeby po chwili wyjąć mi ją z rąk. On także nie uczył się przy mnie nigdy. Żadna książka nie potrafiła odwrócić jego oczu ode mnie, czyniły to jednak kolory. W kącie pokoju stały sztalugi zbite z kilku cienkich desek, przed nimi niski taboret. Lubiłam patrzeć, jak siedzi odchylony do tyłu, jak końcem pędzla wodzi po białym, napiętym płótnie