Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
aż buchał pomarańczowym żarem. Po szybach majestatycznie spływały obłe krople, podobne do winnych gron, schodził wielodniowy zamróz. Wkrótce salkę zalało jasne i ciepłe, ale wyzute z odcieni światło. Za dwoma szkolnymi ławkami, zsuniętymi jako prowizoryczne prezydium, siedziały cztery osoby. Najważniejszy był starszy oficer, szpakowaty, wąskonosy, zmęczony, o jasnych oczach, w randze kapitana. Obok dwóch nikomu nieznanych we Wrzosowie cywilów. Niski i wysoki. Czwarty był nauczyciel rachunków w tej szkole, Franciszek Gałczyński. Zastraszony, w wyszmelcowanym garniturze, pod czarnym krawatem, wyglądał na żałobnika. Gałczyńskiemu przydzielono funkcję protokolanta. Wiec się rozpoczął, zanim wszyscy chętni upchali się w salce.
Zrobiło się duszno, gęstniał pot. Jeden
aż buchał pomarańczowym żarem. Po szybach majestatycznie spływały obłe krople, podobne do winnych gron, schodził wielodniowy zamróz. Wkrótce salkę zalało jasne i ciepłe, ale wyzute z odcieni światło. Za dwoma szkolnymi ławkami, zsuniętymi jako prowizoryczne prezydium, siedziały cztery osoby. Najważniejszy był starszy oficer, szpakowaty, wąskonosy, zmęczony, o jasnych oczach, w randze kapitana. Obok dwóch nikomu nieznanych we Wrzosowie cywilów. Niski i wysoki. Czwarty był nauczyciel rachunków w tej szkole, Franciszek Gałczyński. Zastraszony, w wyszmelcowanym garniturze, pod czarnym krawatem, wyglądał na żałobnika. Gałczyńskiemu przydzielono funkcję protokolanta. Wiec się rozpoczął, zanim wszyscy chętni upchali się w salce.<br>Zrobiło się duszno, gęstniał pot. Jeden
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego