jestestwie rozpaczą. I jakby w .oczekiwaniu strasznego, z nagła spaść mającego ciosu kulił się w sobie i dygotał, gotów runąć na sam widok podniesionej niespodziewanie pięści... Ze zgrozą patrzał na ogromne bary Derkacza, na jego grube jak konary ramiona - Aż naraz kowal jakby przecknął się w swej wędrówce; zatrzymał się raptownie tuż, na dwa kroki przed Mrowcem.<br>- Coś tam czynił, szelmo... pod oknem? -- spytał twardo, wlepiając w gębę chłopa ciemne, ponure oczy.<br>- Niby... niby...<br>- Tyś, gadzie, dworski śpion... i chłopów, swoich ludzi, będziesz zdradzał?<br>- Co też powiadacie, Derkacz... bójcie się Boga!<br>~ Ty Boga nie wołaj, szelmo! Widzę ja z twoich ślepjów