gdy samolot rzuca na nas swój ogromny cień, podnoszę go do góry z tablicą.<br> Przez ułamek sekundy widzę twarze ludzi patrzących mi prosto w oczy i kiwających dłońmi. Trwa to jednak tak krótko, że później wydaje się złudzeniem.<br> Potem rzucam kota, tablicę i wzruszenie i namierzam odlatujący samolot, posługując się ręcznym namiernikiem. Jeśli istotnie jesteśmy blisko brzegów, jest nieomal pewne, że powracający z oceanicznego patrolu VP "Orion" leci do swojej bazy Moffiet Field, Sunnyvale. Wystarczy ustalić jego kurs rzeczywisty, nanieść na mapę, aby otrzymać linię, na której, gdzieś bliżej lub dalej, kołyszą się "Nord", Myszołów i ja.<br><br> Czterdziesty piąty dzień w