awantury. "Mam konkurować z tym pudłem?" - pytałam. Odpowiedź była zależna od tego, czy Marcin w ogóle mnie usłyszał. Czasem było to uprzejme: "Już kończę, kochanie", a czasem odburkiwał coś na kształt "odczep się". Potrafił przez cały dzień nic nie jeść, bo musiałby przecież wstać od biurka. O robieniu zakupów z reguły nie pamiętał. O wspólnych posiłkach w ogóle nie było mowy - Marcin zabierał swoje kanapki i zjadał je, nie przerywając buszowania po sieci. Po tym, jak odkryłam, że pies znów nie był na spacerze, a śmieci stoją od dwóch dni, choć Marcin solennie obiecywał, że je wyniesie, nie wytrzymałam. Przecięłam jakiś