zębami, ale potem uznałam, że ogień załatwi to lepiej. Złożyłam ją na pół i ostrożnie nadpaliłam krawędź nad kagankiem pilnując, żeby mi to całe tworzywo sztuczne nie buchnęło gwałtownym płomieniem. Długo to trwało, ale podzieliła się bardzo ładnie.<br>Następnie wypaliłam jeszcze dziury w narożnikach, przewlokłam przez nie warkocz, upleciony z resztek akrylu, i przygotowania do transportu ziemi uznałam za zakończone. Przystąpiłam do kopania.<br>Święci pańscy, a cóż to była za katorżnicza praca! Niewolnicy, zatrudnieni przy wznoszeniu piramidy Cheopsa, mniej się chyba męczyli niż ja! Skorupą z dzbanka dźgałam ziemię i sypałam ją na rozciągniętą na kamieniach plandekę, pilnując, żeby nie zasypać