próśb, umizgów, szantażu i przekupstwa. Stanęło wreszcie na tym, że przedkładamy pokojowe współistnienie nad otwartą wojnę. Zażądałam czasu i spokoju, wyznając niezgodnie z prawdą, że trochę pamiętam, a trochę nie, postaram się przypomnieć sobie resztę, a potem się zastanowię. Oni zełgali, że mi wierzą, i na nowo wróciliśmy do znajomych rewerencji.<br>Nie mogąc na razie zrobić nic innego, zamierzałam spokojnie popatrzeć, co z tego wszystkiego wyniknie. Nie byłam zbytnio przestraszona. Znacznie większą obawą napełniłby mnie zapewne napad pijanych chuliganów. Zaistniała sytuacja była tak dziwaczna i nieprawdopodobna, że przepełniające mnie zdumienie nie zostawiało miejsca na lęk. Wręcz przeciwnie, byłam nawet mile zaskoczona