zapomniała wziąć na drogę trochę <orig>kiziaku</>. Zbierał go przeważnie Jurek, bo dorośli pracowali i nie mieli czasu. Wyprawiał się z gromadką koleżków - tam, którędy wędrowało wypasające się kołchozowe bydło - jeden z nich zawsze niósł dymiącą puszkę na drucie i wywijał nią jak kadzielnicą w odpust, aby odpędzić komary, całe napastliwe roje buzowały wokół. Ta puszka, podziurawiona gwoździem, z tlącymi się wewnątrz grudkami <orig>kiziaku</>, to był ich własny, polski wynalazek. I przyjął się w mig. Ale i tak wracali pokąsani niemiłosiernie. Jurka, odkąd pamiętał, całą wiosnę, lato i jesień swędziała skóra, najgorzej nocą. Napełniwszy worki <orig>kiziakiem</> - najlepszy był stary, suchy, nadziany mrówkami