nieznośna. Nie taką całkowicie <page nr=55> pusta. Ksiądz de Vos skierował teraz wzrok na biurko. Było zawalone książkami, zeszytami, luźnymi karteluszkami. Dotknął tu, dotknął tam, i tak w paru miejscach tego swojego gospodarstwa, delikatnie, jak gdyby co do milimetra porządkował położenie. W rzeczywistości szukał czegoś. Znalazłszy kartkę, ułożył ją tak, żeby leżała równo i dokładnie, jak chciał. Pochylił się nad nią.<br>W tym momencie zadzwonił telefon. Ksiądz de Vos sięgnął po słuchawkę. Trzymał ją z daleka od ucha. Zaczęło coś w niej szybko skrzeczeć. Skrzeczało tak i skrzeczało. Ojciec de Vos nie poruszał się. Przez ten czas przyglądałem się jego niedużej, siwej, kształtnej