trzydziestu lat, ubrana szykownie, stała zawsze przy oknie, które wychodziło na zacienione patio, i spoglądała melancholijnie na odrapane mury szkoły. I nie odrywając wzroku od ścian i betonu, komenderowała apatycznie, bez przekonania, jakby praca była dla niej ciężarem nie do uniesienia, jakby znalazła się tu za karę, na dalekim zesłaniu: rozbieraj się, powieś kurtkę, siadaj, otwórz nuty. Jej wzrok tonął pomiędzy parterem a pierwszym piętrem, podążał za cieniem mężczyzny, zabłąkanym promieniem, który odbił się od szyb autobusu miejskiego i nagle znalazł się na posadzce w patio. <br>Ale po anielskich zajęciach u Rotha nie potrzebowałem żadnych ćwiczeń, po prostu grałem, uniesiony jego