Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Morze
Nr: 10
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1961
na siebie z furią, szczypią się, biją. Zaprzestają na moment, by obrzucić się wymysłami jak przekupki na targu i znów się tłuką bez miłosierdzia. W jednej chwili przyłączają się dziesiątki ciekawskich. A każdy ma coś do powiedzenia. Jak w warszawskim autobusie. W nos bucha mdły, okropny zapach ptasiego nawozu.
Uszy rozdziera wrzask niemilknący ani na chwilę. I te oczy, te setki oczu wlepionych w nas z wyrazem nietajonej złości. I te rozwarte dzioby. Pozostaje tylko ucieczka. Może uda nam się zza skalnego złomu przypatrzeć skrawkowi rodzinnego życia pingwinków Adeli. Ptaki uspokajają się szybko. Zrobiły swoje, odpędziły nieproszonych gości. Coś tam jeszcze
na siebie z furią, szczypią się, biją. Zaprzestają na moment, by obrzucić się wymysłami jak przekupki na targu i znów się tłuką bez miłosierdzia. W jednej chwili przyłączają się dziesiątki ciekawskich. A każdy ma coś do powiedzenia. Jak w warszawskim autobusie. W nos bucha mdły, okropny zapach ptasiego nawozu. <br>Uszy rozdziera wrzask niemilknący ani na chwilę. I te oczy, te setki oczu wlepionych w nas z wyrazem nietajonej złości. I te rozwarte dzioby. Pozostaje tylko ucieczka. Może uda nam się zza skalnego złomu przypatrzeć skrawkowi rodzinnego życia pingwinków Adeli. Ptaki uspokajają się szybko. Zrobiły swoje, odpędziły nieproszonych gości. Coś tam jeszcze
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego