Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Ozon
Nr: 4
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2005
nie wchodzi już w rachubę, na razie nikt nie potrafi powiedzieć, czy polskie prawo zezwala na obróbkę gotowych preparatów. A ponieważ nikt nic nie wie, odpowiedzialność za decyzję spadnie na sieniawian, bo gmina pewnie znów nie ruszy nawet palcem. - Prywatnie od początku jestem przeciw, ale oficjalnie nic nie mogę zrobić - rozkłada bezradnie ręce wójt Dżyga. - Jeśli okaże się, że działalność pana von Hagensa nie jest zabroniona prawem, to mogę tylko liczyć na to, że profesor nie zrobi nic wbrew woli mieszkańców.
Marek i Tomek nie kryją, że jeśli pójdą na zebranie, zagłosują za Niemcem. Jeśli - bo jeszcze się wahają. Wiedzą, że
nie wchodzi już w rachubę, na razie nikt nie potrafi powiedzieć, czy polskie prawo zezwala na obróbkę gotowych preparatów. A ponieważ nikt nic nie wie, odpowiedzialność za decyzję spadnie na sieniawian, bo gmina pewnie znów nie ruszy nawet palcem. - Prywatnie od początku jestem przeciw, ale oficjalnie nic nie mogę zrobić - rozkłada bezradnie ręce wójt Dżyga. - Jeśli okaże się, że działalność pana von Hagensa nie jest zabroniona prawem, to mogę tylko liczyć na to, że profesor nie zrobi nic wbrew woli mieszkańców. <br>Marek i Tomek nie kryją, że jeśli pójdą na zebranie, zagłosują za Niemcem. Jeśli - bo jeszcze się wahają. Wiedzą, że
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego