odbijają ciosy wrogów. Kmiecie, pewni swej liczebnej przewagi, idą do przodu, niebacznie wystawiając na uderzenia. Oltomarczyk śmieje się głośno, lecz nie potrafi zastawić następnego ciosu włóczni. Osuwa się na ziemię. Jego druh, czując, że za plecami nie ma już nikogo, odwraca się gwałtownie. W tej samej chwili cios krzemiennego topora rozłupuje mu czaszkę.<br>Gdzie indziej stoi naprzeciw siebie dwóch mężczyzn o zielonych brodach. Przyjaciele z jednej wioski, jeden powołany do służby w wojsku <orig>bana</>, drugi - powstaniec. Lecz to zawahanie trwa tylko chwilę. Zaraz ramiona wznoszą się do ciosu, a usta wykrzykują to samo klanowe zawołanie.<br>Widział Magwer konających ludzi, którzy jeszcze