zawczasu się srożąc pod gołym niebiosem,<br>Jak mówią w tym powiecie, gdzie mimo zwyczaju<br>Niebo jest - Bóg wie czemu - męskiego rodzaju.<br>Po obałkach - po pniakach - po jarach - szli skacząc<br>I Czmurowi zaocznie i trafnie sobacząc!<br><br>Słońce, przez żyłkowane przeświecając liście,<br>Na sękach się rozpryska - różnie i zdziebliście -<br>I światłem obszerniając, rozprasza się po to,<br>By na trawę ruchliwą nawiać - nic i złoto.<br><br>Gil na dęba wierzchołku tak odlegle śpiewa,<br>Że czuć w śpiewie wysokość szumiącego drzewa,<br>A w jarach, skąd się zieleń wynurza, jak z wora,<br>Po wczorajszej ulewie - woda, przez sen chora<br>Na blady niedorozwój srebra w swej głębinie,<br>Mętem przeciw