trudności z zabraniem go do szelek Grammingera, więc po sprawdzeniu, że nie jest ranny i po przywiązaniu go pętlami, dopiąłem Węgra do linki stalowej, na której i ja wisiałem. Nylonową linę, która łączyła mojego "klienta" z partnerem zmuszony byłem przeciąć, nie było bowiem czasu, ani też zbyt wielkich możliwości, by rozsupływać węzły. Pojechaliśmy dalej - na Półkach przepakowałem chłopaka do szelek i po chwili byliśmy już pod ścianą. Węgier dość dobrze mówił po słowacku, rozmawialiśmy więc nawet w czasie jazdy. Do drugiego zjazdu przygotowywał się Staszek Janik.<br>Wiadomo już było, że taternikom nic nie zagraża. Jednak podniecenie utrzymywało się, każdy bowiem tego