przeciwstawienia się sobie samemu, własnemu językowi, własnej narzuconej sobie - jak myślę - misji "stróża rzeczywistości", "latarnika" nadającego sygnały ratunkowe z pewnego mrówkowca w Warszawie.<br>Bronić wreszcie przed skłonnością postrzegania fantazmatycznego, przed męczącą wielopostaciowością percepcji, która sprawia, że - jak pisze Sobolewska - świat Mirona jest pełen omamień i przywidzeń, zagadek i niejasności; przed ruchliwością obrazów.<br><br>4.<br>Tylko na czym ta obrona miałaby polegać? Na pokazaniu, mówiąc językiem Białoszewskiego, że jest i tak, i tak, że jego cierpienie "ludzkie" nie jest skazane na milczenie i "bezgłos", że Miron-heroiczny, Miron-filozoficzny nie zwycięża Mirona-pojękującego, że doznawane przez poetę olśnienia nie są nigdy - na szczęście